Wolff znów zabiera nas na współczesne pole walki, gdzie stajemy się świadkami epickich bitew w bezwzględnej, światowej wojnie i jak zwykle oszałamia skalą opisywanych wydarzeń.
Arkady Saulski, dziennikarz wGospodarce.pl
Luksusowy wycieczkowiec, piękne Rosjanki, seksowna Amerykanka i kapitan Wojska Polskiego Andrzej Wirski.
Wizja potężnej, nowoczesnej Rosji, marzenia o Emiracie Kaukaskim i koszmar trzeciej wojny światowej.
Starcia najpotężniejszych armii od Władywostoku po Gdańsk, najnowocześniejsza technika w służbie najbardziej pierwotnych instynktów. Szeregowcy, generałowie, agenci wywiadu, cywile – bohaterowie straceńczych akcji i ofiary nuklearnych eksplozji.
W najnowszej powieści Vladimir Wolff po raz kolejny udowadnia, że nie ma sobie równych i z niebywałym rozmachem kreuje obraz świata na krawędzi zagłady... lub nowej ery. Zapraszamy na pokład m/s „Valkiria”, na rejs ku nieodległej przyszłości...
Cykl: Stalowa kurtyna
1. Stalowa kurtyna
2. Czerwona apokalipsa
3. Piaski armagedonu
4. Północny sztorm
5. Horyzont zdarzeń
6. Doktryna Wolffa
Fragment powieści: Patrząc z perspektywy czasu, nawet najbardziej uważny obserwator sceny politycznej nie dostrzegłby symptomów nadciągającej zagłady. Oczy świata zwracały się w stronę południa, gdzie jak do tej pory prezydentowi Baszirowi al-Asadowi nie udało się zdławić rebelii. Niepokój utrzymywał się na granicach Izraela, ale to żadna nowość, i w targanym rozruchami Pakistanie. Prawie bez zmian była sytuacja w Grecji i Hiszpanii – marsze, strajki i rozruchy idealnie wkomponowały się w pejzaż życia codziennego. Napięcie pierwszy wyczuł niejaki Harold Abbott noszący pseudo- nim „Magnus”. Jako medium...
Fragment powieści: Patrząc z perspektywy czasu, nawet najbardziej uważny obserwator sceny politycznej nie dostrzegłby symptomów nadciągającej zagłady. Oczy świata zwracały się w stronę południa, gdzie jak do tej pory prezydentowi Baszirowi al-Asadowi nie udało się zdławić rebelii. Niepokój utrzymywał się na granicach Izraela, ale to żadna nowość, i w targanym rozruchami Pakistanie. Prawie bez zmian była sytuacja w Grecji i Hiszpanii – marsze, strajki i rozruchy idealnie wkomponowały się w pejzaż życia codziennego. Napięcie pierwszy wyczuł niejaki Harold Abbott noszący pseudo- nim „Magnus”. Jako medium nieustannie przebywał wśród bytów astralnych. Rozmawiał z nimi, a one zdradzały swoje tajemnice. W końcu ujawniły największą z nich. Harold doznał jasnowidzenia – błysk i chmura kurzu swoim zasięgiem obejmująca cały glob. Poruszony postanowił podzielić się tym ze wszystkimi. W stałej rubryce w edynburskim „Heraldzie” zamieścił odpowiedni artykuł. Wcze- śniej układał horoskopy, więc wielu i tak miało go za szurniętego, ale wśród garstki wierzących w jego zdolności cieszył się estymą. Wkrótce dołączył do niego kolejny „wiedzący”. Tym razem był to John Farlan z Vancouver. Tarocista. Karty zdradziły... do końca nie bardzo było wiadomo, co, ale w zamkniętym pokoju zawył wiatr, wywracając ułożony już diagram. To właśnie z powtórnego ułożenia Farlan domyślił się, że coś jest na rzeczy. O ile nie udało się z końcem świata w 2012, to może Majowie pokręcili daty? Przecież wszyscy wiedzą, że koniec jest bliski. Jeden i drugi przypadek trafił oczywiście do medialnego obiegu zaraz obok nowego filmu o zombie. Wielu analityków rżało radośnie. Do kompletu nieszczęść brakowało dwugłowego cielęcia, UFO lądującego na trawniku Białego Domu i tajfunu pustoszącego wybrzeże. Większość z nich chodziła zadowolona do czasu, aż nie natknęła się na któregoś z wyższych urzędników administracji lub Pentagonu. Krótkie warknięcia ustawiały wszystkich do pionu. Generalicja zmykała na tajne narady. Oficjele wychodzili z nich tak samo rozdrażnieni jak wcześniej. Żadnych przecieków, żadnych sugestii. Bystrzejszym pracownikom dało do myślenia skrócenie remontu w stoczni w Norfolk krążownika rakietowego USS „Normandy”. Jednostka została wysłana wraz z dwoma fregatami w rejs do Norwegii, gdzie do zespołu dołączyć miały okręty brytyjskie i skandynawskie. Już raz, całkiem niedawno, wykonano podobny manewr. Czyżby obecnie zaistniały podobne okoliczności? Szybko przestano myśleć o „Normandy”. Bomba w Jerozolimie zabiła dziewięćdziesiąt osób, głównie Arabów i turystów. Wszyscy wiedzieli, że izraelski rząd zareaguje stanowczo. Problem w tym, że nikt nie przyznał się do zamachu. Wszyscy potencjalni sprawcy po raz pierwszy siedzieli cicho, zaskoczeni tym, co zaszło. To dodatkowo dezorientowało Tel Awiw. W końcu do podłożenia bomby przyznali się wszyscy liderzy ugrupowań islamskich i palestyńskich. Oczywiście nic z tego nie wynikało. Trzy dni później, podchodząc do lądowania, rozbił się pasażerski Tu-154 egipskich linii lotniczych. Maszyna spadła na dzielnicę nędzy. Do listy ofiar oprócz stu sześciu pasażerów należało doliczyć sześćdziesiąt siedem osób na ziemi. W oświadczeniu wydanym trzy godziny później winą obarczono pilotów. Podobno były na to niepodważalne dowody. Tymczasem Rosja szykowała się do uroczystości rocznicowych...
ukryj fragment książki