GAMBIT książka 34,90 zł Audiobook 29,90 zł Audiobook DE 0,00 zł E-book 27,99 zł
Format: 144x207 mm
Stron: 320
Oprawa miękka
ISBN: 978-83-62730-06-3

GAMBIT

PREMIERA: 18 kwietnia 2012

Gambit Michała Cholewy to solidna fantastyka militarystyczna - przemyślana, dopracowana i nie bez przyczyny pobrzękująca aluzjami do klasyki gatunku - Wiecznej wojny Haldemana i filmowych Obcych - Decydującego starcia.
Konrad Wągrowski, Esensja.pl

Świetna powieść military SF. Wciągające opisy walk oraz niezwykły klimat przywołujący skojarzenia z klasykami gatunku. Czekam na kolejne odsłony tego ciekawie zapowiadającego się uniwersum.
Stanisław Śmitkowski, ArenaASG.pl

 Nagle oszalałe Sztuczne Inteligencje zniszczyły znany nam świat. Wędrujemy wśród gwiazd i w blasku supernowych toczymy wojny. Na ponurych planetach i ciemnych księżycach walczymy o artefakty sprzed Dnia. Ale dziś spowiła nas mgła. Zimna, bezkształtna, kradnąca dźwięki kolory i dusze mgła. Skrywa przyjaciół i wrogów, zabiera nadzieję a w jej miejsce sączy strach. Ale my trwamy. Na rozkaz. 40 regiment Unii Europejskiej otrzymuje zadanie zabezpieczenia planety New Quebec. Już wkrótce okaże się, że wyszkolenie i honor nie ułatwiają wyborów, które wymagają ofiar i poświęcenia. Twarde SF w mrocznym klimacie Obcego, tajemnicą rodem z powieści Philipa K. Dicka i bitwami w stylu Johna Ringo.

Cykl ALGORYTM WOJNY

1. Gambit
2. Punkt cięcia
3. Forta
4. Inwit
5. Sente

Echa - zbiór opowiadań


fragmenty

Rozwiń tekst

Przylecieli czternastego dnia po bitwie o Przesmyk, tuż przed świtem. Mgła wycofała się na tyle, żeby przepuścić strumieniowiec, ale nie dawała się odepchnąć zbyt daleko. Podziurawiona, przerywająca lewym silnikiem mangusta szła na minimalnym pułapie, zdawało się, że gdyby leciała nad człowiekiem, wystarczyłoby podskoczyć, aby móc jej dotknąć. Na szarej powłoce CSS-u pokrywającej ogon maszyny widniał symbol Drugiej Kompanii Zwiadu. Pik na czole Jolly’ego Rogera był przedziurawiony jakimś lekkim pociskiem przeciwlotniczym, przez co szaleńczy uśmiech czaszki wyglądał jeszcze bardziej upiornie. W szybie kabiny...

Przylecieli czternastego dnia po bitwie o Przesmyk, tuż przed świtem. Mgła wycofała się na tyle, żeby przepuścić strumieniowiec, ale nie dawała się odepchnąć zbyt daleko. Podziurawiona, przerywająca lewym silnikiem mangusta szła na minimalnym pułapie, zdawało się, że gdyby leciała nad człowiekiem, wystarczyłoby podskoczyć, aby móc jej dotknąć. Na szarej powłoce CSS-u pokrywającej ogon maszyny widniał symbol Drugiej Kompanii Zwiadu. Pik na czole Jolly’ego Rogera był przedziurawiony jakimś lekkim pociskiem przeciwlotniczym, przez co szaleńczy uśmiech czaszki wyglądał jeszcze bardziej upiornie. W szybie kabiny widniała spora przestrzelina, otoczona chaotyczną mozaiką pęknięć. Oba silniki zgasły dosłownie sekundę po tym, jak pilot twardo osadził chwiejący się strumieniowiec na jednym z trzech prowizorycznych lądowisk obozu. Z przedziału transportowego jeden po drugim wysiedli przybysze, łącznie ósemka. Obwieszeni sprzętem, musieli być mocno stłoczeni we wnętrzu maszyny. Porucznik Cartwright już szła w ich stronę od strony bunkra dowodzenia. - Idź obudzić ludzi, Marcin. - Sokole Oko poprawił chustę, zdjął rękawiczki i wsadził je sobie pod pachę. Zatarł dłonie, patrząc zmrużonymi oczami na dowódcę kompanii rozmawiającą z przybyszami. - Przekaż sierżant Niemi, że jej obawy się chyba spełniają. - Jej obawy? - Zrozumie. - Starszy kapral kucnął, wspierając się na opartym o podłoże karabinie. - Coś się szykuje? - Wierzbowski zadreptał w miejscu. - Tak. Prawie na pewno tak, nie wiem jeszcze tylko, co. Lepiej być gotowym. - Tak jest. - Marcin pokiwał energicznie głową. Ostrożnie prze- szedł do namiotu, który zajmowali razem z drugą drużyną, uważając, żeby nie zejść z ułożonych na błotnistej ziemi wąskich ścieżek z płyt. Nadchodzący poranek zaczynał odznaczać się już na CSS-owej ścianie, rysując na razie jasnoszare pręgi w miejscach bardziej wystawionych na światło. Wierzbowski odchylił płachtę i wszedł w półmrok pomieszczenia, ostrożnie wymijając pojemnik, w którym trzymali oczyszczoną tabletkami wodę. - Rozumiem, że coś się zaczyna? - Wciągający właśnie uprząż Soren Thorne obrócił się w stronę wchodzącego. Oczywiście był już na nogach. Z jakiegoś powodu Thorne prawie zawsze był na nogach akurat wtedy, gdy trzeba było wstawać - jednocześnie sprawiając wrażenie, że większość czasu poświęca na spanie albo obijanie się. - Sokole Oko twierdzi, że tak. - Wierzbowski potaknął. - Właśnie siadła mangusta z jakimś oddziałem i Cartwright z nimi gada. Wstawać, robota czeka! Ruszył pomiędzy dwa szeregi łóżek polowych, szturchając śpiące postacie i nie zwracając uwagi na stłumione przekleństwa, jakie temu towarzyszyły. - ...mać, co się dzieje... - burczał pod nosem O’Bannon, co jednak nie przeszkadzało mu wkładać munduru szybkimi, wyćwiczonymi ruchami. - Co jest, alarm? - chciała wiedzieć Bueller. - Chuj, nie alarm... Napierdalaliby... - Spod śpiwora CJ-a rozległa się stłumiona, acz całkiem trzeźwa uwaga. - Czterdzieści siedem minut przed pobudką. - Sierżant Lisa Niemi usiadła po turecku na posłaniu, sięgając do stojącego obok plecaka, i z niemal arystokratyczną pogardą spojrzała na parę skarpet. - Nie słyszę alarmu. - Kapral Alvarez powiedział, żeby obudzić ludzi. Przekazuje, że pani obawy chyba się spełniają. Ciemne, niemal granatowe oczy kobiety zabłysły. - Tak powiedział? - Tak jest. - Nieźle... O’Bannon - raczej wymówiła nazwisko, niż przywołała zastępcę. Z lekkim westchnieniem wciągnęła skarpety i zabrała się za buty. - Sierżancie? - Wysoki i chudy jak tyczka kapral momentalnie był obok. Zabawnym ruchem przygładził rudawy zarost. - Jak tylko będziecie gotowi, weźmiecie Isaksson i zrobicie rekonesans. Chcę wiedzieć, czy Sokole Oko ma rację. - Tak jest. - O’Bannon energicznym ruchem założył hełm. - Milla, wychodzimy! - Idę! - Drobniutka dziewczyna zarzuciła na oporządzenie CSS-ową pelerynę i podniosła z pryczy karabin. - Coś zabrać? - Weź uszy.
- Jasne. - Rozpromieniła się. - Czyje?
- Czyjekolwiek ci pomogą. Mykamy. - Kapral ruszył do wyjścia. Radiooperatorka drugiej drużyny w przelocie pomachała Wierzbowskiemu i podążyła za podoficerem. Szeregowiec odprowadził wychodzących wzrokiem, po czym zwrócił się na powrót do zakładającej bluzę mundurową Niemi. - Jakie były te obawy?
Niemi potarła się dłonią po karku, wydęła policzki, po czym wy- puściła powoli powietrze.
- Widzisz, Wierzba, obawiałam się, że mamy jakiś o wiele bardziej konkretny powód, żeby tu być, niż te kilka kopalń...

ukryj fragment książki

aktualności

INNE TEGO AUTORA

DZIKA KARTA
13.01.2021
SENTE
14.11.2018
ECHA
29.03.2017
INWIT
03.02.2016
FORTA
21.07.2014
PUNKT CIĘCIA
17.04.2013

o autorze

Michał Cholewa

Michał Cholewa

Matematyk z wykształcenia, informatyk z zawodu, fantasta z zamiłowania. Nałóg czytania wykształcono mu podstępnie za młodu, zainteresowanie pisaniem przyszło z czasem. Fan twórczości Stanisława Lema, Joe’ego Haldemana i Roberta A. Heinleina. Historycznie zainteresowany wojną na Pacyfiku 1941-1945.

Laureat Nagrody im. Janusza Zajdla w roku 2015 za „Fortę” oraz Srebrnego Wyróżnienia Nagrody Literackiej im. Jerzego Żuławskiego za tę samą powieść.


Fot. Magdalena-Hyla