Sztejer powraca. Starszy, bardziej wyrachowany i ciągle zabójczo groźny. Robert Foryś opowiada nową historię swojego niepokornego bohatera.
W tym świecie rządzą zasady stworzone na gruzach tego, co pozostawiła po sobie apokalipsa. Mutacje, zarazy, wyklęte miasta. Nikt już nie pamięta, jak było przed Zagładą, ale teraz granice między Dobrem a Złem wyznaczają prawa Torunium, ukryte w ich cieniu występki, żądza władzy, chciwość i pycha.
Nazywam się Vincent Sztejer. Wracam do domu, by zrobić porządek.
Cykl Sztejer
Sztejer. Początek
Sztejer. Umarły syn
Sztejer 2. Wino, kobiety i śmierć
Sztejer 3. Gdzie miecze poniosą
Cykl Kroniki Torunium
Sztejer. Kroniki Torunium
Przez pięć lat spędziłem jako przymusowy gość w Cytadeli...
Zaczął wiać wiatr z północy i niebo nad półwyspem zasłoniły pierwsze burzowe chmury. Zatoka straciła letni połysk błękitu, burząc się i chłoszcząc spienionymi grzywaczami nadbrzeża portowe i falochrony arsenału. Ruch statków w porcie zamarł i każdego...
Przez pięć lat spędziłem jako przymusowy gość w Cytadeli...
Zaczął wiać wiatr z północy i niebo nad półwyspem zasłoniły pierwsze burzowe chmury. Zatoka straciła letni połysk błękitu, burząc się i chłoszcząc spienionymi grzywaczami nadbrzeża portowe i falochrony arsenału. Ruch statków w porcie zamarł i każdego dnia lało jak z cebra. Znak, że rozpoczęła się pora deszczowa, a dobiegał końca mój przymusowy pobyt w Bursztynie. Byłem już gotów na nową przygodę, gdy drzwi celi otworzyły się i stanął w nich garbaty strażnik. Wszedł do środka i rozejrzał się, jakbym ukrył gdzieś trupa, po czym poprosił, abym szedł za nim. Opuściłem celę, nie zamierzając nigdy więcej do niej wracać. Garbus prowadził mnie drogą, którą znałem na pamięć. Podążając w górę schodami i przez krzyżujące się korytarze, dotarliśmy pod podwójne drzwi, przed którymi sterczało dwóch barczystych mężczyzn. Groźne typy. Zimne oczy, masywne szczęki, bicepsy jak moje uda. Z pewnością nie pracowali w księgowości. Garbus został na korytarzu, a ja wstąpiłem do obszernej komnaty o wielkich oknach wyglądających na Morze Niewolnicze. W oddali pod pełnym ożeglowaniem sunął majestatyczny galeon, strzegący wód terytorialnych potężnego polis.
Mężczyzna siedzący za wielkim dębowym biurkiem, naprzeciw wejścia do sali, wydawał się lichy i niepozorny. Szczupła twarz, ryże włosy, w które wrzynały się zakola nad czołem, i binokle osadzone w złotych drucianych ramkach. Starczyło jednak spojrzeć raz w zimne oczy biurokraty, ukryte za optycznymi szkłami, by pojąć, że mam do czynienia z najgroźniejszym rodzajem złoczyńcy, takim, który zabija nie ostrzem czy kulą, lecz piórem i atramentem. Powiadam wam, nigdy nie zdołam skrzywdzić tylu ludzi mieczem i obrzynem, co ten niepozorny facet, nie wstając zza biurka. Co gorsza, gdy ja uczciwie narażałem własne życie i zdrowie, jemu groziły co najwyżej hemoroidy od moszczenia chudej dupy na krześle. Już za samo to nienawidziłem sukinsyna. Obok biurokraty stała kobieta. Wysoka i szczupła, nosiła męski strój, czarne spodnie i kaftan, które nie były w stanie ukryć jej zgrabnej figury. Miała ciemnorude włosy, spięte z tyłu głowy, i duże, zielone jak szmaragdy oczy. Obserwowała mnie niczym modliszka w porze godów. Uważna, przebiegła i śmiertelnie niebezpieczna. Popatrzyłem na siedzącego obok niej biurokratę. Her Dominique Kustt uśmiechnął się, pokazując nieprzyzwoicie zadbane uzębienie.
– Proszę spocząć – zagaił uprzejmie. Siadam na krześle naprzeciw tych dwojga i zastanawiam się, co tu jest grane.
– Przedstawiam ci Carlę Morati. „Będzie twoim dowódcą – oświeca mnie biurokrata. – Nie masz chyba nic przeciw temu, by mieć nad sobą kobietę? – pyta mnie, mrużąc chytrze oczka.
– To zależy, ile waży i jaka to pozycja – odpowiadam i prezentuję Carli mój najbardziej urokliwy uśmiech. Nie wygląda na rozbawioną. Ale cóż począć, niektóre babki nie mają za grosz poczucia humoru.
– Jeszcze dziś wieczór oboje wsiądziecie na statek, który dostarczy was do Piwnych Miast – oznajmia her Kustt. – Tam oczekuje was reszta drużyny. Carla wybrała ich osobiście.
– Co z zapłatą? – zapytuję przezornie. Tacy jak on mają zwyczaj obiecać coś, by wkrótce o tym zapomnieć.
– Pięćdziesiąt tysięcy marek w srebrze będzie czekać na ciebie w Zurich Bank po wykonaniu zadania. Carla otrzyma weksle dla każdego członka drużyny. Zostaną przekazane wam po wypełnieniu misji. Tym, którzy przeżyją, oczywiście – dodaje z nikłym uśmiechem. Obserwuje mnie zza zimnych szkieł binokli, jakby oczekiwał, że będę miał jakieś obiekcje. I owszem, mam parę, ale zachowam je dla siebie, póki nie opuszczę gmachu Cytadeli i nie stanę się znów wolnym człowiekiem...
Fragmenty z książki: Robert Foryś. „Sztejer. Kroniki Torunium”.
ukryj fragment książki